Nick Wallis gościem Yoli 2023-08-24



Embed from Getty Images

- Spór w sądzie Johnny'ego Deppa i Amber Heard pozwala spojrzeć krytycznie na kult celebrytów, wpływ mediów społecznościowych na przepływ informacji i działanie wymiaru sprawiedliwości - mówi WP autor książki "Depp v Heard: the unreal story". I choć dogłębnie analizował tę sprawę, to jedno zachowanie aktorki jest dla niego kompletnie niezrozumiałe.

Yola Czaderska-Hayek: Jesteś autorem książki "Depp v Heard: The Unreal Story" opisującej przebieg głośnego procesu Johnny’ego Deppa i Amber Heard. Niedługo na Netfliksie zobaczymy dokument poświęcony tej sprawie ("Depp kontra Heard", premiera 16 sierpnia - przyp. red.), myślę więc, że to dobry moment, by o niej porozmawiać. Co sprawiło, że postanowiłeś napisać o tym książkę?

Nick Wallis: Zaczęło się od tego, że jako dziennikarz obserwowałem pierwszą rozprawę, tę w Wielkiej Brytanii (w 2018 r. Depp wytoczył proces wydawcom gazety "The Sun", którzy wydrukowali zniesławiające go oświadczenie Amber Heard – przyp. red.). Potem zająłem się tą "właściwą" rozprawą w Virginii. I tym, co rzuciło mi się najbardziej w oczy, był przytłaczający nadmiar informacji. Nie dało się tego przyswoić, chyba że ktoś miałby czas, by przez cały dzień oglądać transmisje na żywo w YouTube albo na bieżąco czytać transkrypcje zeznań świadków. Pomyślałem sobie wtedy: można zrobić z tego dokument albo przygotować kalendarium z najważniejszymi wydarzeniami, ale najlepszym medium do opowiedzenia o całej sprawie wydaje się książka. Zwłaszcza gdy ma się na uwadze odbiorców, którzy nie śledzili procesu dogłębnie, ale chętnie dowiedzieliby się, co właściwie zaszło.

Jasne, wszystkie zapisy i nagrania z procesu są w Internecie, ale książka pozwala wzbogacić te wypowiedzi o kontekst, nadać im charakteru. Sprawa Johnny’ego Deppa i Amber Heard wydaje się fascynująca nie tylko dlatego, że to jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat, ale także dlatego, że jak żaden inny, ten spór w sądzie pozwala spojrzeć krytycznie na kult celebrytów, wpływ mediów społecznościowych na przepływ informacji i działanie wymiaru sprawiedliwości.

Dlaczego zdecydowałeś się na podtytuł "historia nierealna"?

Ponieważ jest w tej sprawie coś realnego i nierealnego zarazem. Z jednej strony wiemy, że to wszystko się wydarzyło, każdy mógł zobaczyć proces na własne oczy. Ale z drugiej… Już sam fakt, że w tej samej sprawie toczyły się dwa postępowania, i że przyniosły skrajnie odmienny efekt, skłania do tego, by postawić pytanie, gdzie kończy się prawda, a zaczyna subiektywny odbiór rzeczywistości. Dla mnie podczas pisania książki fascynującym zajęciem było porównywanie obydwu rozpraw, które mimo podobnego materiału dowodowego miały zupełnie inny przebieg.

Pierwszy proces, ten z wydawcami "The Sun", Johnny Depp przegrał, dlatego w Wielkiej Brytanii można legalnie nazywać go "żonobijcą". Gdy obserwowałem, jak podczas amerykańskiej rozprawy zapewniał żarliwie o swojej niewinności, a jednocześnie miałem świadomość, że są przecież dowody i zeznania, które świadczą przeciwko niemu, to przekonałem się, że śledząc ten proces, łatwo zatracić poczucie realizmu. Łatwo nabrać przekonania, że ta historia jest nierealna. Uważam ten podtytuł za wyjątkowo trafny i mam nadzieję, że czytelnikom też się spodoba.

Pisałeś książkę z myślą o ewentualnym filmie?

(śmiech) To przedziwna sytuacja, bo o tym procesie powstało już chyba z siedem czy osiem filmów, oczywiście mowa o filmach dokumentalnych. Co ciekawe, na podstawie mojej poprzedniej książki "The Great Post Office Scandal" rzeczywiście ma powstać adaptacja, jestem zresztą konsultantem przy tej produkcji . Ale to sprawa zupełnie innego rodzaju, ponieważ wydarzeń dotyczących skandalu pocztowego nikt nie filmował, wszyscy dopiero zobaczą je na ekranie po raz pierwszy (chodzi o skandal w Post Office, brytyjskim odpowiedniku Poczty Polskiej; błąd systemu informatycznego rzucił cień na ponad 700 pracowników, których niesłusznie oskarżono o kradzież; 39 usłyszało wyroki skazujące, które uchylił Sąd Apelacyjny - przyp. red.).

Wracając do pytania: nie, nie pisałem książki z myślą o przeniesieniu jej na ekran. Co oczywiście nie znaczy, że wykluczam taką możliwość. Jeżeli jakiś producent chciałby się zgłosić do mnie z ofertą, to serdecznie zapraszam.

Wydaje mi się, że poczucie nierealności nadaje tej sprawie również fakt, że dotyczy ona dwojga sławnych aktorów. Ich występ w sądzie można odebrać jako jeszcze jedną kreację w ich filmografii. Nie masz poczucia, że oboje grali, składając zeznania?

Z całą pewnością oboje wiedzą, jak operować głosem, jak skupić na sobie uwagę i wypaść przekonująco. Mowa przecież o jednym z najlepiej opłacanych gwiazdorów Hollywood i o aktorce, która wprawdzie nie znalazła się jeszcze w ścisłej czołówce, ale z pewnością była na dobrej drodze. Mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że ten proces oglądało się jak spektakl. Mieliśmy dwie gwiazdy grające główne role, a przypomnę, że mowa o ludziach, którzy zarabiali wielkie pieniądze za to, że potrafili przedstawić zmyślone historie w taki sposób, by wszyscy w nie uwierzyli. Oczywiście nie można z góry zakładać, że którekolwiek z nich kłamało, bo przecież zeznawali pod przysięgą. Z całą pewnością jednak próbowali używać swoich umiejętności, by przekonująco opisać własną wersję tego, co się zdarzyło. By dobrze wypaść nie tylko przed sądem, ale i w oczach widowni obserwującej proces.

Wśród komentatorów nastąpił bardzo wyraźny podział na dwa obozy: jedni byli za Deppem, inni za Amber Heard. Czy podczas pisania książki zdarzało Ci się, że opowiadałeś się po którejś ze stron?

Jednym z ogromnych plusów mojego zawodu jest to, że nie muszę opowiadać się po żadnej ze stron. To w ogóle do mnie nie należy. Przyznanie racji jednej ze stron jest zadaniem sądu. Przyglądając się temu skandalowi, nauczyłem się czegoś ważnego: nikt nie mówi, że idzie do sądu po sprawiedliwość. Po prostu nie. Do sądu idzie się po konkretny wyrok. Wszyscy oczekują, że sędzia albo ława przysięgłych podejmie określoną decyzję i opowie się po jednej ze stron. W tym konkretnym przypadku fascynujące jest to, że w tej samej sprawie odbyły się dwa procesy. W jednym wygrała jedna strona, w kolejnym – druga. Kto ma rację? Tego do końca nie wiadomo, szczególnie że kiedy tylko wydawało się, że człowiek ułożył sobie już jakiś obraz wydarzeń, okazywało się, że istnieją dowody na coś wprost przeciwnego. Próba rozplątania tego węzła przyprawiała mnie nieraz o potworny ból głowy, ale na szczęście moim zadaniem nie było dojście do jakichś ostatecznych wniosków, tylko próba ułożenia jakiejś spójnej konstrukcji z całej masy sprzecznych zeznań i dowodów.

Pracując nad książką, poznałeś sprawę Johnny’ego Deppa i Amber Heard od podszewki. Czy ma ona przed tobą jeszcze jakieś tajemnice?

Jest coś, czego absolutnie nie umiem pojąć. Nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego Amber Heard zgodziła się na przyjazd do Wielkiej Brytanii i złożenie zeznań potwierdzających oskarżenia wydrukowane w "The Sun". Być może redakcja próbowała wywrzeć na nią presję, ale prawda jest taka, że aktorka wcale nie musiała decydować się na ten krok, który w efekcie kosztował ją bardzo wiele. Mogła zostać w Ameryce, mogła odmówić zeznań, mogła wyręczyć się prawnikami. A mimo to przyjechała i przez wiele dni odpowiadała publicznie na wiele niewygodnych pytań. O ile wiem, nie kierowała się sympatią do "The Sun", bo raczej nic jej z tymi ludźmi nie łączyło. Być może chciała opowiedzieć coś, co z jej punktu widzenia było prawdą, albo… No właśnie. Nie mam pojęcia, co nią kierowało. Musiała wiedzieć, że atakując jednego z gwiazdorów Hollywood, podkopuje swoje szanse na dalszą karierę w Ameryce. I na dłuższą metę ta decyzja zemściła się na niej. Wiem z dobrego źródła, że gdyby nie wzięła udziału w brytyjskim procesie, redakcja "The Sun" poszłaby na ugodę z Johnnym Deppem i zamieściła przeprosiny. I być może do tego amerykańskiego procesu by nie doszło. Jeśli będziesz kiedyś robiła z nią wywiad, to może zapytaj, o co wówczas chodziło, bo naprawdę chciałbym to zrozumieć.

W komentarzach do rozprawy jednym z najczęściej powtarzanych zarzutów pod adresem Amber Heard było oskarżenie, że zależy jej na pieniądzach Deppa. Jakie jest twoje zdanie?

Nie byłbym aż taki kategoryczny. Johnny Depp wypłacił jej siedem milionów dolarów na poczet rozwodu, ale jak stwierdził jej prawnik, miałaby prawo ubiegać się o wiele, wiele więcej, choćby tylko na podstawie samych dochodów Deppa za piątą część "Piratów z Karaibów", którą nakręcił, kiedy byli małżeństwem. Zrezygnowała z dodatkowych roszczeń, co stawia ją w korzystnym świetle. A z drugiej strony pozostaje kwestia, co stało się z tymi siedmioma milionami. Amber Heard zadeklarowała, że przeznaczy te pieniądze na cele charytatywne, ale tak się nie stało. Stąd moim zdaniem wzięła się opinia, jakoby "poleciała na kasę".

Jak twoim zdaniem potoczy się dalsza kariera Johnny’ego Deppa? Jest szansa na wielki powrót?

Podejrzewam, że wielu widzów bardzo by tego chciało. Problem raczej w tym, czy wytwórnie w Hollywood będą skłonne go zatrudnić. Producenci nie lubią aktorów, za którymi ciągnie się przeszłość. Chcą, żeby gwiazdy były reklamą ich filmów. Tymczasem jeśli wokół kogoś robi się zamieszanie na tle życia prywatnego, to podczas kampanii promocyjnej dziennikarze skupiają się na tym, a sam film schodzi na dalszy plan. Szum wokół aktora staje się ważniejszy niż premiera, a tego nikt nie chce. Mało kto w ostatnim czasie wywołał tyle zamętu, co Johnny Depp. Dosłownie wyprał swoje brudy na oczach całego świata. Z drugiej strony, ma wielką armię oddanych fanów, którzy głośno wyrażają swoje poparcie, więc być może jakaś wytwórnia dojdzie do wniosku, że jednak opłaca się go zatrudnić. Nie mam pojęcia, tak naprawdę to ty wiesz więcej ode mnie o wewnętrznych mechanizmach w Hollywood.

Paradoksalnie może się okazać, że to Amber Heard ma większe szanse na powrót niż Depp. Znakomitym ruchem z jej strony było usunięcie się z życia publicznego. Ale nie zapominajmy, że ona nadal gra w filmach, w kolejce są już premiery z jej udziałem, choćby druga część "Aquamana". Czy zdecyduje się na udział w promocji tego tytułu, to już inna sprawa. Niewykluczone, że producenci zechcą trzymać ją z dala od czerwonego dywanu, by nie doszło do sytuacji, o której ci mówiłem, że problemy osobiste aktora stają się ważniejsze niż film. Ale w odróżnieniu od Johnny’ego Deppa ona ma przed sobą więcej czasu. Jest młodsza, a do tego nie żyje tak wystawnie, jak on. Depp, przy jego słynnej rozrzutności, będzie już niedługo bardzo potrzebował nowego kontraktu w Hollywood. Ona zaś może sobie pozwolić na to, by jeszcze trochę zaczekać.

Czy masz już pomysł na następną książkę?

W tej chwili nie, na razie skupiam się na wypromowaniu obecnej. Dopiero kiedy czas pozwoli, usiądę i zastanowię się spokojnie nad kolejnym tematem. Dużym plusem jest to, że nie jestem skazany na samodzielne poszukiwania, ludzie sami zgłaszają się do mnie z ciekawymi pomysłami. Muszę po prostu zdecydować, czy w ostatnim czasie wydarzył się jakiś głośny skandal, który warto opisać. Albo taki, który po bliższym zbadaniu ujawnia zupełnie inne oblicze. To kwestia czasu, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się znaleźć coś interesującego.

Rozmawiała Yola Czaderska-Hayek dla Wirtualnej Polski

Nick Wallis - zaczynał pod koniec lat 90. jako dziennikarz lokalnego oddziału radia BBC. Współpracował również ITB News i Channel 5 News. W poprzedniej dekadzie zajął się dziennikarstwem śledczym, co doprowadziło do wydania w 2021 r. reportażu pt. "The Great Post Office Scandal". Książka "Depp v Heard: The Unreal Story" ukazała się na rynku anglojęzycznym w maju 2023 r.



[Yola Czaderska-Hayek]