Margueritte Shelton gościem Yoli 2024-02-28
Nie miałam pojęcia, że w sporcie, w którym tyle zależy od brutalnej siły, trzeba także posługiwać się głową – mówi Margueritte Shelton, autorka biografii Muhammada Alego. Jak przyznaje w rozmowie z Yolą Czaderską-Hayek, nigdy nie interesowała się boksem, a w najsłynniejszym pięściarzu świata zaciekawiła ją jego działalność społeczna.
Yola Czaderska-Hayek: Jestem pod wielkim wrażeniem twojej książki "Muhammad Ali: A Humanitarian Life". Aż trudno uwierzyć, że to twój wydawniczy debiut! Czemu zdecydowałaś się opisać biografię jednego z najlepszych pięściarzy na świecie? Czyżbyś była fanką boksu?
Margueritte Shelton: Nie mam zielonego pojęcia o boksie. Nigdy w życiu nie znalazłam się nawet w pobliżu ringu, nigdy też nie pasjonowałam się pojedynkami na pięści. W życiorysie Muhammada Alego bardziej niż jego sportowe sukcesy ujęła mnie jego działalność społeczna, dobroczynna.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zachodzi tu jakaś ogromna sprzeczność: Ali uprawiał bardzo brutalny, krwawy, pełen przemocy sport, a mimo to był dobrym, szlachetnym człowiekiem, który pozostawił po sobie wspaniałe dziedzictwo. Myślę, że nawet osoby takie, jak Norman Giller [publicysta sportowy, napisał wstęp do książki Margueritte Shelton – przyp. red.], który naprawdę dobrze znał Alego, miałyby kłopot z wyjaśnieniem tego paradoksu. Ale też z drugiej strony wiele jest przykładów na to, że Muhammad Ali także na ringu potrafił wykazać się wielkim sercem.
Nie pamiętam, z którym to zawodnikiem walczył w latach 70., może był to Ron Lyle, a może kto inny, w każdym razie podczas walki Ali zwrócił się do sędziego z prośbą o przerwanie rozgrywki, ponieważ nie chciał dłużej bić przeciwnika, który już nie mógł się bronić. Spadła na niego później fala krytyki za to, że okazał współczucie podczas meczu bokserskiego. Wystosował wtedy oficjalne oświadczenie, w którym wyjaśnił, że jego profesja nie polega na tym, by zadawać drugiemu człowiekowi niepotrzebny ból.
Warto również wspomnieć o tym, że dzięki jego współpracy z senatorem Johnem McCainem udało się doprowadzić do przyjęcia ustawy, która znacznie poprawiła sytuację zawodowych bokserów, zwłaszcza w dziedzinie opieki zdrowotnej. Ali doskonale wiedział, jak niebezpieczny jest to sport i jak wiele trzeba w nim zmienić, by zminimalizować ryzyko, jakie niosą ze sobą obrażenia na ringu. I czynił wszystko, co w jego mocy, by doprowadzić do korzystnych reform. To również element jego dziedzictwa.
To wszystko prawda, nadal jednak nie wiem, czemu zdecydowałaś się napisać książkę właśnie o Muhammadzie Alim, zwłaszcza jeśli – jak sama mówisz – nigdy nie interesowałaś się boksem. Od czego się zaczęło?
Wszystko zaczęło się od tego, że obejrzałam kiedyś dokument "Muhammad Ali w oczach świata" [Phila Grabsky'ego – przyp. red.]. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, ponieważ moja wiedza o Alim sprowadzała się głównie do tego, że był kiedyś sławnym bokserem. Ten film pokazał mi go od zupełnie innej strony. To właśnie dzięki niemu dowiedziałam się o wspaniałych dokonaniach i działalności dobroczynnej Muhammada Alego. Ja również, jak może wiesz, staram się udzielać na tym polu, ale nawet nie ośmieliłabym się porównać mojego działania z tym, co stworzył Ali. Byłam naprawdę pod jego ogromnym wrażeniem.
I na tym być może by się skończyło, ale tak się składa, że mamy w rodzinie pewną tradycję: jeśli jakaś postać inspiruje nas do działania, to próbujemy o niej coś napisać. Staramy się wskazać, co w tym człowieku jest interesującego i godnego naśladowania, a potem dzielimy się naszymi przemyśleniami na rodzinnych spotkaniach. Esej o Alim, który stworzyłam wyłącznie na użytek moich najbliższych, stał się zalążkiem tekstu, który później przerodził się w książkę.
Czy rodzina Alego okazała ci wsparcie przy pisaniu książki?
Nie byłam z nimi w kontakcie. Tylko jedna osoba odezwała się do mnie drogą mailową. Życzyła powodzenia w pracy nad książką i dała pozwolenie na wykorzystanie konkretnych wypowiedzi.
Zdradzisz, o kogo chodzi?
Wolałabym nie. Nie wiem, czy ta osoba życzyłaby sobie tego.
Bardzo jestem ciekawa, jak w twoim przypadku wyglądał proces twórczy. To w końcu debiut, więc wymaga szczególnej uwagi. Zastanawiałaś się nad każdym słowem czy wolałaś improwizować?
To trudna kwestia. Na rynku każdego dnia pojawia się mnóstwo nowych książek, nieraz krańcowo od siebie różnych. Nie ma jednej recepty na to, jak napisać bestseller. Zdecydowałam się na wybór stylu nieco odmiennego od zwyczajnej biografii. Uwielbiam poezję, może nawet bardziej niż powieści czy literaturę faktu. Zresztą nie oparłam się pokusie i umieściłam wiersz na początku mojej książki. Mam nadzieję, że opowiadając życiorys Muhammada Alego, nie przesadziłam z metaforami. Zależało mi jednak na tym, by wzbudzić w czytelniku podczas lektury żywe, intensywne emocje. A także na tym, by nie ograniczyć się tylko do przedstawiania suchych faktów.
Wydaje mi się jednak, że najciekawszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się podczas pracy nad książką, była możliwość porozmawiania z osobami, które znały Alego osobiście i które były bardzo życzliwie nastawione do mojego projektu. Dzięki nim nabrałam poczucia, że i ja odrobinę poznałam Alego i mogłam się czegoś od niego nauczyć. Zaimponowała mi przede wszystkim jego odwaga. I otwartość, z jaką wypowiadał się o wielu kontrowersyjnych sprawach.
Wiem, że Ali stanowił inspirację dla wielu ludzi. Pamiętam, że B.B. King, znakomity muzyk, opowiadał kiedyś, że to właśnie dzielność Muhammada Alego dodawała mu sił. Mogłabym powiedzieć coś podobnego o sobie. Ali nauczył mnie, że nie wolno się poddawać, nie wolno załamywać rąk. Dzięki temu było mi łatwiej znieść gorycz rozczarowania na etapie, gdy jeden wydawca po drugim odrzucali moją książkę.
Odrzucali? Aż trudno w to uwierzyć.
Nie pamiętam już, do ilu wydawnictw się zwracałam. Na pewno była to liczba dwucyfrowa. Niektórzy uprzejmie mi dziękowali, mówiąc, że projekt bardzo im się podoba, ale nie jest to coś, co w danym momencie byliby skłonni opublikować. Cóż, zdaję sobie sprawę, że nie jestem członkiem rodziny królewskiej, o którego wydawcy biliby się, oferując milionowe zaliczki. Potraktowałam więc to doświadczenie jako cenną naukę. Dowiedziałam się na przykład, że niektóre oficyny w ogóle nie przyjmują niezamówionych tekstów. To one zwracają się do autorów, nie odwrotnie. Wiele drzwi pozostało przede mną zamkniętych. Cóż, nie było łatwo doprowadzić do wydania książki, ale na szczęście znalazł się w końcu ktoś, kto odważył się zaryzykować.
Czy podczas zbierania informacji o Muhammadzie Alim dowiedziałaś się o nim czegoś, co wyjątkowo cię zaskoczyło?
Ponieważ, jak już wspominałam, nie znam się w ogóle na boksie, największe zadziwienie wzbudziły we mnie jego przemyślenia na temat samej walki. Ali uważał, że siła pięści to nie wszystko. Kiedy wychodził na ring, starał się przede wszystkim wymanewrować przeciwnika. Był niesamowicie szybki i to stanowiło jego wielki atut, ale brakowało mu mocy, by zadawać nokautujące ciosy. Dlatego swoje rozgrywki opierał przede wszystkim na przemyślanej strategii. Nawet Sugar Ray Robinson, którego Muhammad Ali uważał za swojego idola, uważał, że w walce z Alim trzeba zachować czujność i starać się przewidzieć jego ruchy, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy wykona on jakiś sprytny manewr i przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nie miałam pojęcia, że w sporcie, w którym tyle zależy od brutalnej siły, trzeba także posługiwać się głową.
Muhammad Ali zawsze wypowiadał się otwarcie przeciwko wszelkim przejawom niesprawiedliwości. Jak sądzisz, jak zareagowałby na bieżące wydarzenia w Ameryce i na świecie, gdyby żył dzisiaj?
Jestem święcie przekonana, że protestowałby z taką samą mocą, z jaką robił to w latach 60. i później. Na pewno walczyłby z niesprawiedliwością, z brutalnością, nierównością, rasizmem, wojnami… I nie ulega dla mnie wątpliwości, że za jego sprawą Centrum Muhammada Alego udzieliłoby wsparcia tym wszystkim, których dziś pozbawia się prawa głosu. Ali stanąłby na czele ruchu pokrzywdzonych. I z pewnością miałby w ich imieniu wiele do powiedzenia.
Obawiam się jednak, że przy tym wszystkim byłby głęboko zasmucony, widząc, jak niewiele zmieniło się na świecie przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Ludzkość po prostu nie uczy się na błędach. Czy naprawdę tak wiele potrzeba, żeby zapanował pokój? Wydaje się, że nie, ale zamiast tego wciąż toczą się wojny, ludzie zabijają się nawzajem, strzelają do siebie, policja atakuje niewinne osoby w biały dzień, rasizm ma już charakter systemowy… Przed nami ciągle jeszcze wiele pracy, można tylko mieć nadzieję, że na świecie jest więcej osób pokroju Muhammada Alego i że uda im się zjednoczyć siły, by przezwyciężyć wszystko to, co w obecnych czasach jest złe i niegodziwe.
Czy po tak udanym debiucie masz już pomysł na następną książkę?
Owszem, myślę już o następnej książce, choć jeszcze nie wiem, co to będzie. W tej chwili zaprzątają mnie sprawy rodzinne i w dalszym ciągu dużo czasu pochłania promocja "Muhammada Alego". Przyznam szczerze, że jestem trochę onieśmielona pozytywnymi reakcjami, jakie do mnie spływają. Nie wspominając już o tym, że tak prestiżowa instytucja, jak Stowarzyszenie Hollywoodzkiej Prasy Zagranicznej, poprosiła mnie o udzielenie wywiadu.
Cała przyjemność po mojej stronie.
Wracając do tematu: nie mam na razie pojęcia, czy nowa książka również będzie związana ze sportem. Może będzie to tomik wierszy albo kolejna biografia. Praca nad moim debiutem była niezwykle inspirującym, wspaniałym, niesamowitym doświadczeniem. Nie wiem, czy za drugim razem uda się przeżyć coś podobnego. Raczej nie będzie to łatwe, ale kto wie?